Forum Spirit of Japan Strona Główna Spirit of Japan
Japonia i wszystko co z nią związane :)
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wspomnienia z czasów jedwabiu i słomy..

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Spirit of Japan Strona Główna -> Literatura
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Usako
Administrator


Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 346
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:55, 27 Kwi 2008    Temat postu: Wspomnienia z czasów jedwabiu i słomy..

Zamieszczona ponizej „Opowieść Oroku” pochodzi z książki „Japonia: wspomnienia z z czasów jedwabiu i słomy. Portret miasteczka.”, która ukazała się w Polsce w marcu bieżącego roku nakładem Wydawnictwa Naukowego Scholar. Od wielu lat o polskie wydanie książki starała się Elżbieta Kostowska-Watanabe, a przekład zawartych w tomie opowieści jest dziełem osób dobrze znanych Czytelniczkom i Czytelnikom Gazety z łam naszego pisma. Z tym większą przyjemnością informujemy o ukazaniu się drukiem owocu naszej pracy.
„Japonia: wspomnienia z czasów jedwabiu i słomy” to portret miasta Tsuchiura położonego na pólnocny wschód od Tokio nad jeziorem Kasumigaura, portret historyczny, przekazany za pośrednictwem ustnych relacji jego dawnych mieszkańców. Zanotował je ponad 20 lat temu na taśmie magnetofonowej, a potem zapisał i wydał drukiem lekarz z Tsuchiury, Junichi Saga. Wywiad z nim ukazał się na naszych łamach („Epizod z życia Japończyka renesansowego.” Gazeta nr 22, luty 2002 r.), w Gazecie publikowane były również fragmenty opowieści, które weszły w skład wydanej ostatnio ksiązki („Opowieść wytwórcy tōfu” Gazeta nr 22, luty 2002 r. oraz „Gangster Shōzō Ijichi” Gazeta nr 23, kwiecień 2002 r.), a także opowieść pt.„Żona kapitana barki” (Gazeta nr.28, luty 2003 r.), pochodząca również z bogatych zbiorów relacji spisanych przez dr. Sagę.
Świat opisany w książce „Japonia: wspomnienia z czasów jedwabiu i słomy” obecnie prawie nie istnieje, relacje dotyczą bowiem głównie pierwszej połowy XX wieku, ale sięgają też do czasów bardziej odległych, aż do początków epoki Meiji (1868-1912), która przyniosła Japonii upadek systemu feudalnego. Prawie jedna trzecia wsród 65 opowieści zawartych w książce to relacje kobiet lub opowieści dotyczące życia kobiet. Swoje historie opowiadają Japonki z różnych warstw społecznych, począwszy od żony naczelnika miasta, poprzez nauczycielkę, krawcową, fryzjerkę, akuszerkę aż po żony chłopów i rybaków. Nie brakuje także opowieści gejsz. Powstaje panoramiczny obraz życia kobiet obejmujący relacje o bardzo zróżnicowanym charakterze.
„Opowieść Oroku” jest jedną z nielicznych w książce relacji pośrednich, jej autor Susumu Saga (ojciec Junichi Sagi, takze lekarz) opisuje zapamiętaną z dzieciństwa postać starej Oroku, ongiś słynnej we wsi pogromczyni błędnego ducha. Historia przedstawiona przez autora została ponoć opowiedziana przed śmiercią przez samą Oroku, a informacje zawarte w innych fragmentach tekstu wskazują, że opisane wydarzenia mozna datować w przybliżeniu na lata 90. dziewiętnastego stulecia. Z zamieszczonych w książce relacji wynika jasno, że chłopki w owych czasach miały do wykonania dwa zadania: pracować i rodzić dzieci. Aby dobrze wypełnić swe powołanie powinny być silne i wytrzymałe. I rzeczywiście takie bywały. „Opowieść Oroku” pokazuje kobiecą siłę i jednocześnie słabość wynikającą z uwarunkowań zewnętrznych, przede wszystkim jest jednak historią kobiecego buntu. Bunt Oroku wyraża się w sposób prosty i drastyczny. Oroku postanawia zniszczyć zło w postaci pośrednika od zatrudnienia (w oryginale japońskim Kanematsu to hitoya czyli handlarz, który obraca towarem w postaci hito - ludzi, podobnie jak tōfuya sprzedaje tōfu, a komeya handluje ryżem). Oroku broni swej rodziny, porządku i uczciwości w wiosce, nie będzie też przesady w stwierdzeniu, że chodzi jej o kobiecą godność, a także prawo do szczęścia, które jej w życiu nie dopisało.
Oroku nie jest typowym przykładem japońskiej chłopki, ma więcej energii i odwagi niż inne, jest jakby urodzoną bojowniczką. Susumu Saga widzi w niej ucieleśnienie witalnych sił natury, które budzą podziw, ale i napawają lękiem.


Opowieść Oroku
Susumu Saga (1910-2001)

Powiem ci, że chłopa trzeba dobrze pilnować. Bo na świecie są złe kobiety, a mężczyźni prędko tracą dla nich głowy. Choćby się żona nie wiem jak starała, to i tak mąż sobie tego nie weźmie do serca. Mężczyzna chce słodkiego spojrzenia wymalowanej kobiety. Musisz trzymać męża krótko i bronić swojego domu, bo potem będziesz żałowała. Oczywiście zdarzają się i porządni mężczyźni, ale rzadko. Na stare lata tak ci opowiadam, bo dwa razy źle mi się życie ułożyło.
To już stara historia. Kiedy byłam młoda, poszłam za mąż do chłopskiego domu, takiego jak ten, niedaleko rzeki. W wiosce było ze dwadzieścia domów, wszystkie dość bogate i nikomu bieda w oczy nie zaglądała. Aż pewnego razu pojawił się pośrednik od zatrudnienia, który nazywał się Kanematsu. Zbierał ludzi z różnych stron i woził ich do pracy tam, gdzie się mogli przydać. Kiedy był w większym mieście, to sprowadzał kobiety do domów publicznych i przerzucał z jednego do drugiego; jak gdzieś była rodzina bez pieniędzy to sprzedawał ich córkę do pracy; a dziewczyny z chłopskich rodzin woził nawet do samego Tokio – takie było jego zajęcie i z tego żył. Przebywał nie tylko w miastach - w zależności od sezonu krążył po wsiach. W czasie obróbki kokonów jedwabników potrafił sprowadzić do pomocy kilkadziesiąt kobiet. Przyjeżdżały też w porze sadzenia ryżu i jesienią, na żniwa. Kanematsu najpierw obchodził po kolei wszystkie domy i pytał ile osób będzie potrzeba do pracy, a jak już znał ogólną liczbę, to wsiadał na statek, jechał do Shimōsy i stamtąd przywoził dokładnie tylu ludzi. W okolicach Shimōsy ziemia była piaszczysta, trudno było uprawiać rolę i ludzi mieli w nadmiarze, więc w sezonie można było zwerbować tyle rąk do pracy, ile się chciało.
Kanematsu od dawna pojawiał się we wsi, ale w rok po moim zamążpójsciu ni stąd ni zowąd nagle zaczął mówić, że chce tu zamieszkać. I rzeczywiście postawił sobie chałupę na pustej parceli za światynią bóstwa Inari i naprawdę się tam osiedlił. Pewnie nieźle narozrabiał w mieście i nie mógł już tam dłużej zostać, więc wymyślił sobie, że ucieknie do naszej wioski, z którą już wcześniej miał kontakty. A co do pozwolenia na budowę domu na tyłach Inari to jestem pewna, że sowicie zapłacił za nie ważniejszym osobom we wsi.
Nie byłoby problemu gdyby Kanematsu przyjechał sam. Ale on nie był sam. Sprowadził sobie nie wiadomo skąd młodą kobietę i zamieszkali razem. Podobno to była kobieta z domu publicznego w Tsuchiurze, spodobała się Kanematsu, wykupił ją i wziął sobie za żonę, ale czy to wszystko prawda – nie wiem. Kobieta od rana włóczyła się wymyślnie uczesana, ubrana w kimono w jaskrawe wzory i sandały geta. Nawet teraz nie spotka się na wsi kobiety, która rano nie ubrała się w strój roboczy, nie zarzuciła na plecy bambusowego kosza i nie trzyma motyki w ręku, tylko włóczy się bez celu, a co dopiero w czasach mojej młodości! Ludzie się dziwili, a chłopi wcale nie mogli się skupić na pracy. I wreszcie jeden młody o imieniu Kenkichi nie mógł już dłużej wytrzymać, pewnego dnia poszedł do Kanematsu i mówi:
- Już mi się całkiem znudziło na roli pracować. Gdybym mieszkał w mieście to mógłbym sobie za pieniądze kupić taką ładną kobietę jak twoja żona i mieć trochę radości, a na tej wsi życie jest do niczego. Postaram się mieć trochę wolnego czasu, to może mnie wtedy zabierzesz w jakie dobre miejsce?
Na to Kanematsu wyszczerzył zęby i powiada: - A więc o to ci chodzi? Ja jestem człowiek interesów, to dla mnie drobiazg. Ale teraz jest lato i nieprędko będziesz miał wolne. Pewnie trudno ci będzie wytrzymać. Więc jeśli się zgadzasz, to pożyczę ci moją żonę.
Zdziwił się Kenkichi, ale jak zrozumiał, ze Kanematsu mówi poważnie, to aż podskoczył z radości i postanowił zdać się na pośrednika. Oczywiście, zapłacił mu.
Takie wieści szybko się rozchodzą. Kobiety były oburzone, dość już miały Kanematsu. Choćby i zarobek z tego był, to gdzie jest taki chłop, co własną żonę drugiemu podsuwa? Niegodziwiec jeden. A z Kenkichiego głupiec. Aż dziw bierze, że tak dał się nabrać i jeszcze chodzi po wsi jakby nigdy nic - tak rozprawiały kobiety. Ale mężczyźni w głębi serca bardzo Kenkichiemu zazdrościli. A dowód był taki, że potem szunreczkiem poszli z prośbą do Kanematsu i wszyscy dali się złowić na jego przynętę. Gdyby to byli tylko kawalerowie, to jeszcze mozna zrozumieć, ale i żonaci głowy potracili. Taka to była przykra historia. Tamta kobieta była profesjonalistką, jakby urodzoną do swojego zawodu, owinęła sobie wokół palca wszystkich chłopów ze wsi.
A ja udawałam, że nic nie wiem i dalej pracowałam. Nieważne co robią inni, wierzyłam, że mój mąż jest w porządku. Ale wszyscy mężczyźni są tacy sami. Kiedy się ściemniało, mąż coraz częściej w pośpiechu zjadał kolację i gdzieś znikał. Pomyślałam sobie: - A więc to tak! - i podjęłam postanowienie.
Po sąsiedzku mieszkała Oharu, jej mąż tak samo rozum stracił i w domu był kłopot. Mówię do Oharu: - Pójdę i rozprawię się z lisem.
A Oharu na to: - Z lisem? Z jakim lisem? - i patrzy na mnie bezmyślnie. Oharu na samą myśl o tym, że inna kobieta zabrała serce jej męża, robiła się markotna i traciła chęć do życia.
- Nie rób takiej żałosnej miny, weź się w garść. Już ja się postaram, a jak tylko rozprawimy się z lisem, to i ty będziesz miała spokój – mówię prowokująco, ale Oharu dalej nie rozumie, o co chodzi. - Głupia, chodzi o tego lisa, co mieszka za świątynią Inari – dodaję. Oharu wreszcie zrozumiała i nabrała chęci do pomocy.
Kanematsu to był taki chłop, co za każdą kobietą by poleciał. Łatwo było go zwabić. Postanowiłyśmy wystawić mu Oharu na przynętę. Napisałam list i dałam go Kanematsu specjalnie tak, żeby jego kobieta to widziała.
- Co to jest? - pyta Kanematsu, a ja na to: - Ktoś mnie poprosił o przekazanie, nie wiem o co chodzi, proszę sobie przeczytać.
W liście było napisane, żeby przyszedł do świątyni na skraju wsi, tego a tego dnia, o podanej godzinie. Kobieta patrzyła na mnie z dziwną miną, ale po wzroku Kanematsu poznałam, że pewnie przyjdzie. I rzeczywiście, wyznaczonego dnia o zmierzchu Kanematsu pojawił się na drodze między polami. Schowałam się w umówionym miejscu, a Oharu stała za pawilonem świątyni.
- Co za miła niespodzianka! - Kanematsu był w świetnym humorze, bo Oharu to była ładna kobieta, a jeszcze tego wieczoru umyła porządnie twarz i nawet się umalowała. Kanematsu juz miał dotknąć ramienia Oharu, ale ona się wywinęła i powiedziała drżącym i niepewnym głosem: - Proszę pójść za mną.
Kanematsu pomyślał pewnie, że miejsce nie jest odpowiednie i podążył za Oharu w moją stronę. Kiedy doszli do gąszczu, w którym byłam ukryta, Oharu zatrzymała się. A, tutaj wolisz - powiedział Kanematsu, a w tym samym momencie wyskoczyłam z zarośli i z całej siły go popchnęłam. Kanematsu krzyknął, ale nie zdążył już nic zrobić. W swoim pięknym kimonie wpadł głową do wielkiej gnojówki. Zaczął się szamotać, a kiedy wreszcie wynurzył głowę i zaczerpnął powietrza, przyłożyłam mu bambusowym kijem. Potem wzięłam wielką pokrywę, która leżała z boku, przykryłam nią gnojówkę i jeszcze na wierzchu położyłam kamień. Kanematsu wykrzykiwał coś pod pokrywą.
- Jak tak zrobisz, to on się utopi – mówi Oharu. A ja na to: - Nie ma się czym martwić, niech się tam i utopi. Oharu pobladła.- Przecież to by było morderstwo. Odpowiedziałam jej tak:
- To jest lis z ludzką twarzą! Tu i tam kupuje chłopskie córki, rodzicom pokazuje pieniądze dla zamydlenia oczu, zostawia im tyle gotówki, co kot napłakał, a jak potem sprzeda dziewczynę do domu publicznego, to bierze do swojej kiesy kilka razy więcej. A jeszcze na koniec, jakby mu tego było mało, przy pomocy swojej kobiety wyprowadza w pole mężczyzn ze wsi! Próbuje wyssać z nich pieniądze i dusze. Jak się taki dziad rozpanoszy, to całą wieś doprowadzi do ruiny! Słuchaj mnie dobrze, pilnuj go tutaj, a ja przyprowadzę jego lisicę Tylko przez ten czas nie zdejmuj pokrywy! - Tak powiedziałam i wróciłam do chałupy Kanematsu za światynią Inari. Kobieta była w domu, ale chyba nie sama. Zaczęło się ściemniać, więc początkowo nie widziałam dobrze wnętrza domu, ale jak się przyjrzałam, poznałam, że w środku jest mój mąż. To dopełniło miary.
- Twój ukochany Kanematsu wpadł do jeziora i mało się nie utopił, ale go wyciągnęłam. Teraz jest cały mokry i trzęsie się z zimna. Może byś mu zaniosła kimono na zmianę? – mówię.
Kobieta się zdziwiła, wyciągnęła ubranie i pyta: - Gdzie on jest?
- Chodź za mną - odpowiadam i prowadzę ją na miejsce. A mąż niepewnie idzie za nami.
Oharu stała przy gnojówce bardzo blada. Spod pokrywy dobiegał głos.
- Co się stało? – pyta kobieta.
- Aa, ja też nie wiem co się stało – udaję zdziwienie i zdejmuję pokrywę. Ze śmierdzącego gnoju wynurzyła się głowa Kanematsu. Pojękiwał żałośnie, na wpół żywy. Kobieta stała osłupiała, głos jej odebrało. Pchnęłam ją mocno w plecy. Pisnęła, ale już było za późno na krzyki. Zanurzyła się w gnojówce. Przykryłam gnojówkę pokrywą, przycisnęłam kamieniem, potem postukałam w nią kijem.
- Macie za swoje! - zaśmiałam się. Mąż uciekł, jak to zobaczył, a Oharu pozieleniała z przerażenia i mówi: - Oni naprawdę umrą.
- Nie wolno ci zdjąć pokrywy – powstrzymałam Oharu. Wygladała na bardzo przejętą, a ja naprawdę miałam zamiar utopić Kanematsu i jego kobietę w gnojówce. Pewnie tak by się stało, ale na szczęście, czy może na nieszczęście, z drogi dały się słyszeć głosy. Patrzę, a tu biegnie mój mąż, z nim jeszcze kilku mężczyzn.
- Chcesz ich zabić? - krzyknął mi w twarz.
- Jeszcze żyją – odpowiedziała Oharu.
- Jak się nie pośpieszymy, to będzie po nich – powiedział ktoś.
- Lepiej dla was, żeby tam umarli – ja im na to.
Mąż szybko zdjął pokrywę, Kanematsu i jego kobieta ledwo żywi, kurczowo trzymali się drewnianego słupa i z trudem otwierali usta. Mężczyźni próbowali ich wydostać bambusowymi kijami, a mnie nagle wszystko wydało się śmieszne i głupie, więc popchnęłam męża w kierunku gnojówki. Wpadł do środka z pluskiem.
Nie wiem co się potem działo, bo nie zwracajac na nic uwagi wróciłam do domu, zawiązałam swoje rzeczy w chustę i poszłam do domu rodziców. Policja nigdy się u nas nie pojawiła, więc pewnie Kanematsu uszedł z życiem.




Przekład z japońskiego Renata Mitsui

Renata Mitsui, Gazeta Klubu Polskiego w Japonii Nr 3 (36), czerwiec 2004


Ostatnio zmieniony przez Usako dnia Śro 12:17, 14 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Spirit of Japan Strona Główna -> Literatura Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin